poniedziałek, 1 kwietnia 2013

1

W sumie nigdy nie wiem jak zaczynać. Zawsze był z tym problem. W szkole jakieś głupie zdanie o autorze analizowanego tekstu a później tzw. "lanie wody". Ale tutaj nie będzie żadnego tekstu. Tu chodzi o coś więcej. Może lepiej zacząc od samego początku. Był to październik/listopad 2012 kiedy to zaczeły się problemy ze zdrowiem. Pierwszy węzeł chłonny, złe wyniki z wątroby ostatecznie szpital Bytom i diagnoza mononukleoza. Później siedzenie w domu 3 tygodnie. Lekka depresja, wyjście z tego dzięki kilku, a może nie kilku, dzięki 2 osobom i rodzinie. Okej, wszystko fajnie, wiara w to, że już bedzie lepiej. Jednak nie, zaczeły wyskawiać kolejne wezły chłonne, niesamowity ból, szyja, ręka. Czułam się beznadziejna, najgorsza. Słysząc słowa "co sie znowu boli.. ciebie wszystko boli" bylo mi smutno a zarazem czułam żal bo naprawde czym ja zawiniłam. Radziłam sobie jakoś, brałam tabletki, ciagle tłumaczenia "to wezęł, to samo zniknie" w szkole gdy ktoś niechcący mnie popchnąl czy coś standardowa odpowiedź Pauli "ała mój węzeł" stało się to już chyba klasykiem. Tak mijały miesiące. Lekarze mówili, że to zniknie, że nie ma na to lekarstw,  tylko przeciwbólowe. Okej, niech tak bedzie. Jednak w połowie marca zaczeło się coś dziać, silne bóle pleców do łez po lewej stronie, niesamowity ból szyi przy wstawaniu, inny kolor lewej ręki po wstawaniu tłumaczony złym spaniem, ból lewej ręki. Myśle se co jest nie tak z tą lewą strona? Nadeszły dni, w których jedyną myślą po wstaniu było Paulina to zaraz minie, weźmiesz przeciwbólową.Bałam się powiedzieć mamie, przecież ona już tyle przeszła. Kasia tylko Paulina idź do lekarza, okej pójde. Poszłam. Lekarka spokojnie mówi, zrobimy badanie krwi w piątek, bo w czwartek nie jest czynne labolatorium, albo nie zrobimy Ci po znajomościah w przychodni obok w czwartek, albo nie w piątek sobie spokojnie zrobisz, albo wiesz co? ide podzwonić. Wróciła: Wiesz co Paulinko, mas tutaj skierowanie do szpitala do Zabrza, pani doktor wszystko wie, mysle ze 3 dni i wyjdziesz" DUUUUUP znowu te uczucie. Droga z przychodni do mojego domu jest krótka, pamietam było troche śniegu w drodze po drugiej stronie bloku, ale nie chciałam płakać przy ludziach. Płacz, czemu znowu musze iść do szpitala, CZEMU znowu musze to przeżywać, czemu niektórzy moi znajomi nawet nie wiedzą co to jest szpital. Przyjeli mnie w środe 27 marca, usg szyi "nie umiem zlokalizować gdzie jest początek a gdzie koniec, to nie jest według mnie węzęł tylko jakis guz ale nie jestem pewna.. nie masz teraz żadnych egzaminów?". Dzień drugi tomografia komputerowa szyi, dzień trzeci - operacja, pobieranie wycinka tego czegoś co jest we mnie. Pierwsza narkoza i te uczucie takie upokorzenie jak budzisz się tylko w samej bieliznie. Wyniki były w środe, jednak nic nie wyszło tylko jakieś komórki reaktywne, chirurg nie doszedł do zródła problemu. Nic wiecej nie powiedziane, muszą się zastanowić. Wstaje rano przylatuje moja lekarka Paulina nic nie jedz, usypiami cie drugi raz i tniemy z innej strony. Jeśli załatwisz transport do labolatorium w Warszawie wyniki będziesz miała jutro bo później są święta. No jaka matka nie załatwi transportu? Pojechało to do Warszawy. Ostateczny wyrok miał być w Wielki Piątek, nie potrafiłam jeść, wkurzało mnie nawet klikanie myszki komputerowej. Jest około godziny 15, przychodzi lekarka "powoli wiemy co to jest, jest to choroba układu chłonnego" uff.. nawet to ładnie brzmi. Jednak za chwile: córka będzie leczona na odziale, na to odpowiadam antybiotkami? nie silniejszymi lekami, jakimi pytam? chemia? na to ona odpowiada tak. Jest to chłoniak -  nowotwór układu chłonnego. Nie wiem co czułam, nie potrafie tego opisać słowami, w ciągu kilku sekund mój świat się zawalił. Siedziałam i płakałam, jedyne co mi w tym momencie pozostało był płacz. Co z moimi włosami pytam? Włosy odrosną odpowiada lekarz. Moje kochane blond loki, które tak mnie wkurzały ale boże to są moje włosy. Płacz ciąg dalszy, przychodzi lekarz na rozmowe, przychodzi pielegniarka, która płacze razem ze mną. Syrop na uspokojonie i PUSTKA. Jest to taki stan, którego nie życze żadnemu, nawet największemu wrogowi. Co będzie teraz z moim życiem? SZKOŁA, jak ja skończe szkołe. Przepustka przez 3 dni na świeta o 9 do domu na 20 do szpitala. Lekarz: od wtorku zaczynamy leczenie, najpóźniej środa. Musisz się  terazwypłakać, żeby później walczyć. Walczyć o Twoje życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz