piątek, 5 kwietnia 2013

2

Budząc się na drugi dzień po diagnozie  myślalam tylko o jednym - to zdarzyło się naprawde. Nadzieja umarła. Powiedzieli, że mam to już jakies 2-3 miesiące, ludzie pomyślcie sobie, że człowiek nawet nie wie, że chodzi z nowotworem. Normalnie żyje, spotyka się ze znajomymi, wyjeżdza na ferie a ten skurwiel jest w Tobie. Jedynym szczęsciem jak się okazało było to, że mnie to bolało. Trudno wykryć chłoniaka, często mylony jest z innymi chorobami a potem jest już za późno. W związku z tym, ze dowiedziałam się w Wielki Piątek a w święta w szpitalach nic się nie robi puścili mnie na przepustki do domu przez 3 dni, o 9 rano do domu, a na 20 do szpitala. Doktor mówi mamie, jeżeli córka nie wróci do szpitala. jeżeli spanikujecie Paulina umrze. Kurwa ja mam 17 lat, wiodłam normalne życie, przejmowałam się różnymi rzeczami, ale nie takimi, że jak nie przyjade na leczenie to umrę. W środe wszyli mi pod skóre taki port, dzięki niemu już nie będą mnie kuli do wenflonów, jedynie może do jakis innych badań. Co za uczucie, mieć kólko takie jakieś metalowe, średnicy może z 2 cm pod skórą. Narkoza śmieszna rzecz, budząc się czujesz się 5x gorzej niż po zajebiście dobrej imprezie. Mdłości, mdłości.

O 10.30 jade do Gliwic na badanie pet, dowiem się czy są jakieś przerzuty.
Przez sekunde będe na dworze, jakie to jest piękne.



Co mnie spotkało.
Dlaczego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz