poniedziałek, 16 września 2013

16 wrzesień

Irytuje mnie to, że nie potrafie zasnąć, męcze się kilka godzin, a jestem zmęczona i wcześnie wstaje. W mojej głowie jest tyle myśli, że nie pozwalają mi niestety spać. Czasem już leże i proszę sama siebie "Paulina zaśnij". Mam wrażenia, że jestem jakąś tarczą, w którą ludzie lub po prostu życie strzela i myślą/myśli sobie "spoko, ona wszystko wytrzymie". Albo gdy już jestem na samym szczycie ktoś po prostu mnie z niego spycha w dół. Koniec wyjaśniania, koniec proszenia się, koniec poniżania się, koniec. Jeśli ktoś nie potrafi zrozumieć takiej sytuacji, to nie pozostaje nic innego, a zostawić niech rozumie kogoś innego. 

Muszę tylko myślęć o tym, że wygrałam najlepsze co mogłam - życie. Przeszłam taką dawką chemioterapii, nie zdając sobie sprawy z tego, że mój organizm może to wytrzymać. Poznałam ludzi, poznałam kto jest naprawdę moim przyjacielem, kto mnie rozumie, kto będzie się starał zrozumieć. Komu będzie zależeć. Kto zadzwoni, jak wszyscy inni zawiodą. Przychodzi mi na myśl tylko jedno "Wtedy dałbym sobie za niCH rękę uciąć. I wiesz co? I bym teraz, kurwa, nie miał ręki."

Odbić się od dna, od fali nieszczęść, smutku. 
Nie płakać, bo czasem się boję, że będe miała od płaczu już takie ślady przy oczach. 

Nie planuje niczego, ale czuję, że gdy 31 grudnia zegar wybije 24 - odetchnę z ulgą. 



"Nie umiem Cię pocieszyć kiedy patrzysz w przeszłość
 Ale mogę wziąć dobre wino i pójść tańczyć w deszczu z Tobą"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz