sobota, 12 października 2013

12.10.13

Może dzisiaj coś dłuższego. Jestem zadowolona z tego, jakie miałam nastawienie do chemii. Zawsze sobie wbijałam do głowy, że nie mogę wymiotywać. Mimo tego, że dostawałam trzy dziennie leki przeciwwymiotne, to jednak czasem bywały gorsze momenty. Ale ciągle powtarzałam w głowie "PAULINA NIE MOŻESZ". Uważam, że większa część zależy od naszej psychiki. Ja w marcu nastawiłam się tak : 6 bloków, zrobić co zrobić i jak to zawsze mówiła jedna mama na odziale "i spierdalać stąd jak najszybciej". Dobitnie i na temat. Miałam dla kogo, miałam w głowie tylko perspektywe tego, że na jesień będzie okej, tak jak pisałam, wrzesień to był wyczekiwany miesiąc. To dość dziwne uczucie, gdy słysze opinie ludzi  "kiedys też byłam na takim dziecięcym odziale onkologicznym i wychodząc płakałam". Powiem wam, że ja gdy tam trafiłam, oczywiście będac pewna, że wyjde za tydzień to też pisałam przyjaciółce sms-a "czemu te dzieci muszą tak cierpieć, czemu te dzieci muszą być łyse" z czasem, dziecko z włosami na odziale było dla mnie nowością. Najbardziej przeżywałam jednak gdy znałam dziecko od początku i po prostu musiałąm przyglądać się temu procesowi. Tylko, że ja też byłam jedną z nich, zawsze się uśmiechałam gdy jedna moja koleżanka mówiła "ale i tak najlepiej Ci było już w tych za ucho". Może przez to nie chciałam nigdy odwiedzin, nie chciałam, żeby ktoś się musiał temu przyglądać. Całej tej sytuacji no i nie raz mnie, w takim stanie, a nie innym. Zauważyłam, że niektórzy ludzie, któych bliscy zachorują - wypierają się tej choroby. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale zauważyłam to na moim przykładzie. Czasem miałam wrażanie, że po prostu pewni ludzie nie zdają sobie sprawy z tego na co ja wgl choruję. Czytam dużo blogów i to niesamowite jak wszystko się zgadza. Choroba ta jest po prostu częscią nas. Ona nami rządziła, ona nam dyktowała humory, ona decydowałą o naszym samopoczuciu. To, ze z nia wygraliśmy to jedno, ale to jaka byłam to nie byłam ja, to byłam ja pod wpływem leków, pod wpływem tego niechcianego osobnika. Zawsze cieszyłam się z tego, że jako starsza osoba umiem jeszcze w jakiś sposób kontrolować działanie uboczne leków. Widziałam nie odzywające się dzieci do rodziców, kurwa, tak bardzo to rozumiałam. Patrzyłam na nich i  po prostu mówiłam rodzicom, że mają sie nie dziwić. Ja gdybym nie była na tyle starsza i nie umiałą tego w jakiś sposób ogarnąć, zachowywałabym się tak samo. Mogłam dawać rady, no bo jak dziecko 2/3 letnie powie co się dzieje. Brałam to samo i cieszyłam się, że to się może komuś przydać. Wiecie jakie to jest dziwne, że podczas mojego leczeniua na odziale były 3/4 osoby z chorobą nowotworową, którzy byli mniej więcej w moim wieku. Wiecie, że zamieniliśmy ze soba może 10 słów? Jeden szpital, nie ma co robić a my nie chcielismy ze soba gadać. I to było normalne, rozumieliśmy się bez słów. Ja rozmawiałam głownie z osobami, które były chore na coś związanego z hematologią. Dość paradoksalne, zamiast trzymać się razem, to lepiej było mi gadać z kimś, kto nie jest chory na to samo. Nie wiem jak wam to wytłumaczyć, ale po prostu tak było. Może jest to związane z tym, ze to byli zawsze chłopcy i mijając sie gdzieś w zabiegowym widziałam, że nie chcą z nikim gadać. Odchodziłam, bo znałam to uczucie zbyt bardzo. Wiadomo, pisałam o tym też, ale matki, które tam poznałam nie raz mogłabym nazwać juz moimi przyjaciółkami. Rozmowy do 3 w nocy, opowiadanie swojego życia, wzajemne pocieszanie i zadawanie sobie pytań "dlaczego my". Powstała więź i często żałowałśmy jedynie tego, że poznałyśmy się w takim miejscu, a nie innym.

Z czasem widzę, że to zamykam. Poznaje kogoś nowego i naprawdę nie mam ochoty mu tego opowiadać. Tego się nie da opowiedzieć, wstecz może jakąś malutką część, ale to musiałoby długo trwać. Jedynie na tym blogu wracam do tego, może dlatego aby komuś kiedyś pomóc. W życiu staram się odciagać od siebie to coraz bardziej, ide drogą i nawet nie myśle o tym. Jestem szcześliwa, że wgl idę tą drogą, a nie leże w łożku! Haha. I gdy myśle sobie, że wczesniej nie wiedzialam, nawet czy kolejna noc będe w domu czy w szpitalu, ciesze się, tak bardzo się cieszę, że to przetrwałam. Przetrwałam.

9 zawieszek = 6 bloków + 3 na siłe na starcie.

To też była motywacja, gdzieś podświadomie wmawiałam sobie, że lajtowo, jeszcze troche i będzie ich 9. A po każdym bloku, przypięcie takiej, to było jak jedna z sześciu met. Takie głupie rzeczy, jednak od takich głupich rzeczy człowiek staje się silniejszy. Na prawdę.





1 komentarz:

  1. Jak czytam twojego bloga, znowu wszystko wydaje się takie bliskie, takie znajome. Masz rację, że choroba staje się częścią życia. I masz rację, że o tym się nie zapomina.
    Ale cieszę się bardzo, że jesteś szczęśliwa. To najważniejsze:*

    OdpowiedzUsuń